Nawigacja

Aktualności

Nowa praca naukowa „Zbrodnia pomorska 1939 – Radzim”

Dr Izabela Mazanowska z Delegatury IPN w Bydgoszczy opisała zbrodnię na kilkuset Polakach i Żydach zamordowanych w powiecie sępoleńskim jesienią 1939 roku.

Ukazała się monografia „Zbrodnia pomorska 1939 – Radzim” autorstwa dr Izabeli Mazanowskiej z Delegatury IPN w Bydgoszczy, poświęcona zbrodni na kilkuset Polakach i Żydach zamordowanych w powiecie sępoleńskim jesienią 1939 roku.

– Radzim to niewielka miejscowość nad jeziorem o tej samej nazwie w gminie Kamień Krajeński, powiat Sępólno Krajeńskie. Od połowy września do połowy grudnia 1939 roku doszło tam do przerażających, okrutnych zbrodni, w tym zamordowania kilkuset cywilnych mieszkańców tej okolicy. Sprawcami byli głównie niemieccy sąsiedzi, którzy wstąpili do ludobójczej organizacji Selbstschutz, współpracującej z okupacyjnymi władzami III Rzeszy w zbrodniczych masowych represjach wobec Polaków i Żydów – mówi prof. Mirosław Golon, dyrektor IPN Gdańsk.

– Temat ten opracowuje naukowo historyk z bydgoskiej Delegatury IPN dr Izabela Mazanowska, znana już m.in. ze świetnej monografii o innym miejscu masowych prześladowań, w tym mordów na Polakach – w sąsiedniej gminie Więcbork, także w powiecie sępoleńskim (I. Mazanowska: „Karolewo 1939. Zbrodnie w obozie Selbstschutz Westpreussen”, Gdańsk Warszawa 2017, ss. 192). To kolejny krok w naukowym zgłębianiu zagadnienia Zbrodni Pomorskiej 1939 roku – dodaje.

– W ostatnich latach opracowaniami przygotowanymi przez IPN objęto już m.in. takie miejsca jak Łopatki w gminie Książki (pow. wąbrzeski), Paterek w gminie Nakło nad Notecią (pow. nakielski), Las Szpęgawsk w gminie Szpęgawsk (pow. starogardzki), czy właśnie wspomniane Karolewo w gminie Więcbork (pow. sępoleński). Różne publikacje dotyczyły też m.in. Lasu Piaśnickiego, doliny śmierci w Fordonie i wielu innych miejsc. Trwają bardzo już zaawansowane prace nad całościową analizą naukową niemieckich zbrodni z jesieni 1939 roku. Publikacja dr Mazanowskiej, która niedługo ukaże się także w Wydawnictwie IPN, to kolejny krok do lepszego poznania oraz spopularyzowania wiedzy o bardzo ważnej części historii niemieckiej okupacji ziem polskich podczas II wojny światowej – podkreśla dyrektor IPN Gdańsk.

– Należy zaznaczyć, że zbadanie wszystkich tych zbrodni, upamiętnienia ich ofiar oraz opisania sprawców, jest ważnym obowiązkiem nas, współczesnych. Musimy dokończyć badania zbyt skromnie ale jednak realizowane w minionych ponad siedemdziesięciu latach. Musimy też dokończyć prace nad upamiętnieniem wszystkich miejsc niemieckich zbrodni z 1939 roku. Te groby, ofiary w nich pogrzebane, cały czas wołają o pamięć, a naszym obowiązkiem jest zrealizowanie tego obowiązku. Instytut Pamięci Narodowej ma tutaj szczególne zadania i w miarę swoich możliwości, poprzez prace naukowe, popularne, różne działania edukacyjne oraz upamiętnieniowe stara się to zaszczytne zadanie realizować – podsumowuje.

Uzupełniona wersja publikacji zostanie wydana w ramach serii oddziałowej IPN Gdańsk.

Zbrodnia pomorska 1939 – Radzim

Na początku września 1939 r. Niemcy przejęli majątek polskiej rodziny Seydów w Radzimiu k. Kamienia i utworzyli na jego terenie prowizoryczny obóz, który powstał na potrzeby realizowanego przez Selbstschutz planu eksterminacji mieszkańców, w tym przypadku powiatu sępoleńskiego. Z powojennych ustaleń niemieckiego wymiaru sprawiedliwości wynika, że obóz w Radzimiu zaczął funkcjonować 10 września 1939 r. Kadrę obozową w całości tworzyli członkowie Selbstschutzu wywodzący się z Kamienia i z Sępólna (15–20 volksdeutschów). Funkcję komendanta obozu powierzono Wernerowi Erichowi Sorgatzowi, przedwojennemu działaczowi powiatowych struktur Jungdeutsche Partei (Partii Młodoniemieckiej).

W obozie panowały tragiczne warunki sanitarne, przede wszystkim z powodu bardzo dużej liczby przetrzymywanych osób. W jednej piwnicy mogło przebywać kilkuset ludzi. Świadkowie twierdzili, że jednorazowo w obozie Niemcy przetrzymywali od 150 do 500 osób. Komendant Sorgatz twierdził, że w całym okresie istnienia w obozie przebywało łącznie 2 500 ludzi, choć ogólną liczbę więźniów szacowano nawet na 10 tys. Jest to jednak mało prawdopodobne. 

Decyzje o rozstrzeliwaniu konkretnych osób podejmowane były przez wyższych przełożonych Sorgatza. Komendant nie wiedział jak dokładnie przebiegał proces decyzyjny. Według ustaleń niemieckiego wymiaru sprawiedliwości listy z nazwiskami sporządzane w gminach i powiatach trafiały do dowódcy okręgu północnego Selbstschutzu Ludolfa von Alvenslebena. Nazwiska Polaków przeznaczonych do eksterminacji były zaznaczane na listach, które zwracano właściwej jednostce Selbstschutzu z poleceniem rozstrzelania.

Esesmani, którzy przybywali do obozu przesłuchiwali więźniów na podstawie posiadanych list z nazwiskami z adnotacją określającą przyczynę zatrzymania. Gremium nazywane przez Niemców komisją składało się z ośmiu osób. Przesłuchiwani nie mieli możliwości wypowiedzenia się na okoliczności stawianych im zarzutów. Niemcy krzyczeli i bili więźniów. Komendant Sorgatz mówił, że przesłuchujący rozpatrywali nastawienie polityczne, sprawdzali życiorys, ewentualną przynależność partyjną. Komisję traktowano w pewnym sensie jak sąd, który miał stwarzać pozory sprawiedliwości. Decyzje o rozstrzeliwaniach zapadały wcześniej, a przedstawiane zarzuty były nieprawdziwe.   

Więźniów przetrzymywanych w radzimskim obozie rozstrzeliwano w parku wokół pałacu, w piwnicach lub wyprowadzano poza teren majątku. Pewna część zginęła w miejscu masowych egzekucji w Rudzkim Moście koło Tucholi.  

Jedna z największych egzekucji odbyła się w okolicach Radzimia 22 października 1939 r. nad jeziorem Zaremba. Rozstrzelano wtedy ok. 20 osób. Polacy zostali zabrani z Sępólna do Radzimia. Samochód z więźniami przez jakiś czas stał na podwórzu majątku, po czym pojechał w kierunku jeziora Zamarte, gdzie więźniowie wcześniej przygotowali dół wielkości około 2x3 m. Możliwe, że w czasie egzekucji byli obecni członkowie SS. Z samochodu więźniowie wychodzili czwórkami. Kierowali się w stronę wskazanego im dołu. Za każdym Polakiem szedł uzbrojony Niemiec. Ocalał Brunon Borlik, którego idący za nim Niemiec tylko postrzelił. Kula trafiła w szyję i wyszła nad prawym uchem. Borlik po krótkiej utracie przytomności doszedł do siebie, lecz udawał że nie żyje. Niemcy położyli go w przygotowanym dole obok innych zwłok. W czasie gdy volksdeutsche udali się, aby rozstrzelać kolejne osoby, Borlik uciekł. Dotarł pieszo do Sępólna i ukrywał się do 1945 r.

Oprócz Polaków w Radzimiu zginęła grupa Żydów z powiatu sępoleńskiego. Relacje świadków pozwalają stwierdzić, że była ona liczna, jednak nie można podać dokładnej liczby.

W toku niemieckiego śledztwa pracownicy wymiaru sprawiedliwości doszli do wniosku, że obóz został rozwiązany pod koniec października lub na początku listopada 1939 r. Oficjalnie obóz w Radzimiu miał przestać istnieć 20 listopada 1939 r.  Świadkowie twierdzą jednak, że przebywali w Radzimiu do początków grudnia. Należy więc przyjąć, że obóz został rozwiązany w pierwszych dniach grudnia 1939 r.

Ekshumacje w Radzimiu odbyły się w maju i czerwcu 1947 r. Według protokołów ekshumacji w 1947 roku wydobyto szczątki 109 zwłok z dziewięciu masowych mogił. Byli to mężczyźni oraz jedenaście kobiet i jedno dziecko. Jak często jednak w takich przypadkach bywa, liczbę tę należy uznać za najmniejszą z możliwych. Warunki naturalne, jak bagniste podłoże parku, uniemożliwiało dokładne przebadanie terenu. Brakowało ludzi do wykopywania zwłok.

Werner Sorgatz i Richard Kemnitz stanęli przed sądem. Obaj zostali uznani winnymi współudziału na zbrodniach na polskiej ludności cywilnej i skazani odpowiednio 2 lata i 9 miesięcy i 3 lata i 6 miesięcy więzienia.

Oprac. dr Izabela Mazanowska

 

do góry