Apeluję, by nie kierować się w dyskusjach nad losem IPN emocjami – pisze rzecznik Instytutu.
Tuż po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych zaczęły się pojawiać w przestrzeni publicznej postulaty dotyczące likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej. Artykułowali je zarówno politycy wywodzący się ze środowisk postkomunistycznych, tacy jak Włodzimierz Czarzasty jak i przedstawiciele młodego pokolenia lewicowych działaczy np. Krzysztof Śmiszek, a także politycy reprezentujący Koalicję Obywatelską. Media przypomniały wypowiedzi Grzegorza Schetyny, gdy ten były działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów jednym tchem mówił, że po zmianie władzy zlikwidują CBA i IPN.
W ostatni piątek w „Dzienniku Polskim” ukazał się felieton Jana Rokity z tytułowym pytaniem „Co dalej z IPN?”. Najkrócej: według Rokity Instytut czeka „ściśnięcie budżetowe”, czyli znaczne ograniczenie w finansowaniu w kolejnych latach, bo, jego zdaniem, Karol Nawrocki stworzył z IPN narzędzie partyjnej (w domyśle pisowskiej) propagandy.
Wiele zarzutów i insynuacji, żadnych konkretów poza, jak mantra powtarzanym przez wszystkich przeciwników IPN stwierdzeniem, że likwidacja Instytutu jest konieczna ze względu na jego upolitycznienie. Odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że głoszący negatywne opinie o Instytucie w gruncie rzeczy nie podjęli jakiegokolwiek, nawet minimalnego wysiłku by pochylić się nad efektami jego pracy. Gdyby to zrobili, będąc ludźmi odpowiedzialnymi – wszak w większości są parlamentarzystami – nie formułowaliby tak irracjonalnych postulatów. I nie piszę o tym dlatego, że jestem pracownikiem IPN od ponad 22 lat. Piszę tak dlatego, gdyż przede wszystkim jestem historykiem, dla którego najważniejsze są fakty.
Białe plamy
W zasadzie od momentu powołania, Instytut był przedmiotem politycznych targów i przekomarzań, czasem gwałtownych kłótni. Wystarczy wspomnieć gorące dyskusje przed powołaniem pierwszego prezesa tej instytucji prof. Leona Kieresa. Trwały bez mała 1,5 roku, przez co IPN rozpoczął działanie dopiero w połowie 2000 r., mimo, że ustawę uchwalono 18 grudnia 1998 r. (na marginesie za nieco ponad miesiąc będziemy obchodzili 25-lecie powołania IPN). Ustawa była wetowana przez wywodzącego się z postkomuny prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, pierwsze lata to walka nie tylko o zgromadzenie cennych archiwaliów i rozpoczęcie badań naukowych, to przede wszystkim walka o jakikolwiek budżet by móc rzetelnie realizować zadania nałożone ustawą.
I to właśnie za tę rzetelność, transparentność i bezkompromisową walkę o prawdę jesteśmy co i rusz kopani po kostkach. Tymczasem, to dzięki badaniom prowadzonym przez historyków z IPN powstało ponad 3,5 tys. książek wypełniających „białe plamy” polskiej historii XX wieku. Od kilku lat wydawane jest anglojęzyczne czasopismo Review, w którym publikują znani historycy z Polski i zagranicy. Zachowano dla potomnych bezcenne archiwalia z okresu II wojny światowej i czasów komunistycznego zniewolenia. Projekt „Archiwum Pełne Pamięci” uchronił przez zniszczeniem kilka tysięcy niezwykle ważnych dla naszego dziedzictwa kolekcji archiwalnych pochodzących ze zbiorów prywatnych. To działania edukacyjne, skierowane do młodych pokoleń. Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat w ramach projektu Drużyna Inki, opowiedzieliśmy o losach dzielnej sanitariuszki polskiego podziemia niepodległościowego Danucie Siedzikównej, ucząc przy tym pierwszej pomocy przedmedycznej blisko 55 tys. uczniów szkół podstawowych i średnich. W ofercie edukacyjnej znalazła się gra komputerowa „Gra Szyfrów”, będąca odpowiedzią na oczekiwania co do nowej formy uczenia historii, także przez zabawę.
Dbamy o groby Polaków rozsiane po całym świecie, czego przykładem jest chociażby renowacja cmentarza w Rusape (Zimbabwe), gdzie spoczywają szczątki uchodźców z „nieludzkiej”, sowieckiej ziemi. W ostatnich 7 latach w przestrzeni publicznej pojawiło się blisko 800 upamiętnień zrealizowanych przez IPN lub przy naszym udziale. W przebadanych dotąd 460 miejscach w Polsce i za granicą, odnaleźliśmy ponad 2200 szczątków polskich bohaterów zamordowanych w walce o wolną Polskę. 257 odzyskało imiona i nazwiska, gdy ich kości wydobyte z bezimiennych mogił poddano badaniom genetycznym i procesowi identyfikacji. W ciągu ostatnich dwóch lat, po kilku latach przerwy, pojawiły się nowe identyfikacje z powązkowskiej Łączki. Warto doświadczyć tego niezwykle wzruszającego momentu, gdy będący już w podeszłym wieku córka lub syn otrzymują notę identyfikacyjną, wiedząc że wreszcie po kilkudziesięciu latach pomodlą się i zapalą świeczkę na grobie swojego ojca.
Jan Rokita pisze, że nie widzi efektów pracy nad badaniem dziejów polskiego męczeństwa z okresu II wojny światowej. Proponuję sięgnąć bo Bibliografię Historii Polski czy katalog Biblioteki Narodowej by znaleźć liczne książki i artykuły przygotowane przez badaczy z IPN a poświęcone okresowi niemieckiej czy sowieckiej okupacji. W tym ponad setkę dotyczącą relacji polsko – żydowskich, z naukowym periodykiem Polish – Jewish Studies na czele. W wolnej chwili warto kliknąć w portal straty.pl gdzie znalazły się informacje o ponad 5 mln ofiar wojny. Wystawa „Szlaki Nadziei. Odyseja Wolności” opowiadającą o wysiłku zbrojnym żołnierzy gen. Władysława Andersa i Stanisława Maczka gościła na 5 kontynentach w 29 wersjach językowych. Ciągle mało… ? Mógłbym tak wymieniać bardzo długo.
Zbiorowa amnezja?
Krzysztof Śmiszek argumentację o likwidacji Instytutu uzupełnia zarzutem o wysokim budżecie. Tymczasem, przeprowadzane rokrocznie kontrole Najwyższej Izby Kontroli potwierdzają odpowiedzialne podejście w wydatkowaniu środków publicznych na projekty i działania, które realizujemy w ramach nałożonych na nas obowiązków ustawowych. To dobrze zainwestowane fundusze.
Instytut Pamięci Narodowej nigdy nie był, nie jest i na pewno nie będzie na usługach jakiejkolwiek partii politycznej, choć są środowiska polityczne, które potrafią pracę IPN tak po prostu docenić. Inne za każdym razem gdy dochodzą do władzy wyłącznie straszą jego likwidacją. Retoryka dowodząca związków kierownictwa tej instytucji z którąkolwiek z partii politycznych nie ma żadnego potwierdzenia w faktach. Bo kierunki działań Instytutu wyznacza ustawa, a nie decyzje polityczne któregokolwiek z ośrodków władzy.
W okresie rządów SLD IPN nazywano policją polityczną. W czasie rządów koalicji PiS, Samoobrony i LPR zarzucano, że uprawia politykę historyczną nastawioną na grzebanie w życiorysach. Za rządów PO-PSL prawa strona sceny politycznej mówiła o odejściu od badań nad podziemiem niepodległościowym a rządzący z wyrzutem komentowali list prezesa Łukasza Kamińskiego, by nie chować z honorami na Powązkach Wojskowych Wojciecha Jaruzelskiego. W ostatnich 8 latach, w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy, najpierw Jarosław Szarek a obecnie Karol Nawrocki nazywani byli przez przedstawicieli opozycji wykonawcami politycznych decyzji rządzących. Jakich? Tego już nikt nie raczył przedstawić.
Co oczywiste i naturalne, efekty działań IPN są wykorzystywane przez partie polityczne do swoich celów. Ale czy to należy traktować jako zarzut formułowany wobec kierownictwa tej instytucji? Nie sądzę. Zwłaszcza, że Instytut jest urzędem państwowym, a prezes był i jest niezależnym od bieżącej władzy urzędnikiem. Powołuje go polski parlament na pięcioletnią kadencję. Odpowiada przed parlamentem rokrocznie przedkładając informację o działalności, będącą szczegółowym podsumowaniem zrealizowanych zadań ustawowych.
Apeluję zatem, by nie kierować się w dyskusjach nad losem IPN emocjami a skupić na faktach. Albo wprost powiedzieć że tę instytucję należy zlikwidować, gdyż jej aktywność w obszarze polityki pamięci i historii Polski w XX wieku, nie interesuje aspirujących do rządzenia polityków. Jeśli tak, to warto sobie postawić pytanie, co po lub zamiast IPN? Zbiorowa amnezja? Czy może koniunkturalne i poprawne politycznie projekty?
Najważniejsza jest prawda, która nie ma barw partyjnych.
dr Rafał Leśkiewicz – dyrektor Biura Rzecznika Prasowego i rzecznik prasowy Instytutu Pamięci Narodowej